- Kategorie bloga:
- (niby)WAKACJE 2011.35
- Augustów - obowiązki.74
- Augustów i okolice -przyjemności.53
- Inności/Ciekawości.55
- Ja i mój Cień.128
- Miss 2000.16
- Północno-wschodnie okolice WR.110
- Powód do DUMY.22
- Trenażer.4
- Uczelnia,Asia,Wrocław.374
- WAKACJE 2009.47
- WAKACJE 2010.49
- Z Joanną.70
- Z przyczepką.11
- Z psem.21
Ślęża
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | dodano:17.08.2010 Kategoria Inności/Ciekawości, Ja i mój Cień, WAKACJE 2010
Km: | 130.12 | Km teren: | 13.00 | Czas: | 06:47 | km/h: | 19.18 |
Pr. maks.: | 52.37 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | CIEŃ |
Szczyt zdobyty z wielkim trudem. Ale nie poddałem się i wyjechałem na samą górę.
Całą wycieczkę zepsuł deszcz, który towarzyszył mi przez ponad 40km.
Trasa:
?128207470146519#lat=50.85765&lng=16.7823&zoom=13&type=2
Z domu wyjechałem o 10, jeszcze przed samym wyjazdem odnalazłem swój płaszcz choć wcale nie zamierzałem go używać.
Po godzinie wydostałem się z miasta i kierowałem na Zabrodzie. Dalszą drogę pokonałem przez AOW i inne prace budowane w tym rejonie.
Od Tyńca Małego na zablokowanym amortyzatorze pokonywałem dalsze kilometry.
O godzinie 12 gdy pokonałem 42 kilometry zatrzymałem się na 2 śniadanie. Tyłek zasugerował że siodełko nie nadaje się na dłuższe wojaże.
Jechałem sobie dosyć spokojnie wciąż oglądając/poznając swojego "wroga".
Pokonując podjazd do Przemiłowa (złapałem małą zadyszkę) doszedłem do wniosku że wyjazd na 718 m n.p.m nie będzie łatwy.
Następnym wyzwaniem było dotarcie na Przełęcz Tąpadła gdzie posiliłem się i nieco odpocząłem.
Nie zdając sobie sprawy jaki czeka mnie wysiłek ruszyłem żółtym szlakiem na szczyt. I tutaj muszę wyrazić swój podziw dla ludzi którzy jeżdżą po górach bo choć pokonuje trochę kilometrów to wiem że jazda po płaskim nigdy nie dorówna górskim wycieczkom.
Te nieco ponad 3 kilometry silnie nadwyrężyły moją psychikę ale nie dałem się i nie prowadziłem roweru.
Było naprawdę ciężko. Musiałem kilka razy przystanąć i wypiłem całe swoje zapasy wody. Szkoda że wcześniej nie wypytałem kogoś o warunki podjazdu ;)
Po długim czasie nareszcie dotarłem na szczyt.
Przypiąłem rower do tablicy i ruszyłem na wieżę widokową.
Po krótkim odpoczynku na hamulcach zjechałem do miejsca startu. Było nieco szybciej ale wcale nie lżej :D
Na Przełęczy zauważyłem że okulary przeciwsłoneczne nie będą już mi potrzebne. Po zjeździe do Będkowic postanowiłem natomiast nieco przyspieszyć i zrezygnować z zakupu napoju aby wyminąć się z chmurą nadciągającą z południowego-wschodu. Oczywiście błędem było przejechanie obojętnie obok sklepów bo w deszczu tym gorzej zostawić rower przed sklepem.
Za Mirosławiczkami dodatkowo zaczęło grzmieć i poczułem pierwsze krople wody. Dawałem z siebie wszystko aby jak najwięcej przejechać bez płaszczu. Jednak przed Krzyżowicami zmusiłem się do przywdziania peleryny.Targany wiatrem, smagany deszczem wśród aut dotarłem do Wrocławia.
Po drodze zniechęcony pogodą i bólem siedzenia zapomniałem o wszystkich logicznych sprawach rowerowania.
Po dotarciu do domu(godz.19) nie byłem w stanie nic zrobić. Najpierw gorąca kąpiel aby się zagrzać a później chłodna aby ochłonąć.
Był to naprawdę ciężki dzień...
W mieście zauważyłem że opony Fast Fred nie nadają się na mokre asfalty a już na pewno na te miejsca gdzie namalowane są pasy. Chwila hamowania i poczułem się jak wtedy gdy zaliczyłem glebę skuterem i straciłem 210zł :(
Jadąc dalej zauważyłem że samochody też mają ten problem... Dwa najechania gdzie w jednym brało udział aż 4 kierowców.
Czasem aż głupio mi publikować takie marne teksty ale cóż... To mój blog.
Pozdrawiam.
Całą wycieczkę zepsuł deszcz, który towarzyszył mi przez ponad 40km.
Trasa:
?128207470146519#lat=50.85765&lng=16.7823&zoom=13&type=2
Z domu wyjechałem o 10, jeszcze przed samym wyjazdem odnalazłem swój płaszcz choć wcale nie zamierzałem go używać.
Po godzinie wydostałem się z miasta i kierowałem na Zabrodzie. Dalszą drogę pokonałem przez AOW i inne prace budowane w tym rejonie.
Ruchliwa A4 i wiadukt A8 :)© gruntzWR
Od Tyńca Małego na zablokowanym amortyzatorze pokonywałem dalsze kilometry.
Cel wzięty na rogi© gruntzWR
O godzinie 12 gdy pokonałem 42 kilometry zatrzymałem się na 2 śniadanie. Tyłek zasugerował że siodełko nie nadaje się na dłuższe wojaże.
Ślęża© gruntzWR
Ślęża.© gruntzWR
Jechałem sobie dosyć spokojnie wciąż oglądając/poznając swojego "wroga".
Pokonując podjazd do Przemiłowa (złapałem małą zadyszkę) doszedłem do wniosku że wyjazd na 718 m n.p.m nie będzie łatwy.
Zalew Sulistrowicki spod Ślęży© gruntzWR
Następnym wyzwaniem było dotarcie na Przełęcz Tąpadła gdzie posiliłem się i nieco odpocząłem.
Nie zdając sobie sprawy jaki czeka mnie wysiłek ruszyłem żółtym szlakiem na szczyt. I tutaj muszę wyrazić swój podziw dla ludzi którzy jeżdżą po górach bo choć pokonuje trochę kilometrów to wiem że jazda po płaskim nigdy nie dorówna górskim wycieczkom.
Te nieco ponad 3 kilometry silnie nadwyrężyły moją psychikę ale nie dałem się i nie prowadziłem roweru.
Było naprawdę ciężko. Musiałem kilka razy przystanąć i wypiłem całe swoje zapasy wody. Szkoda że wcześniej nie wypytałem kogoś o warunki podjazdu ;)
Ciężka droga do celu© gruntzWR
Po długim czasie nareszcie dotarłem na szczyt.
Szczyt Ślęży zdobyty© gruntzWR
Przypiąłem rower do tablicy i ruszyłem na wieżę widokową.
Starożytna rzeźba kultowa© gruntzWR
Zalew Sulistrowicki ze Ślęży© gruntzWR
Zalew Mietkowski© gruntzWR
Wrocław 16.08.10© gruntzWR
Po krótkim odpoczynku na hamulcach zjechałem do miejsca startu. Było nieco szybciej ale wcale nie lżej :D
Na Przełęczy zauważyłem że okulary przeciwsłoneczne nie będą już mi potrzebne. Po zjeździe do Będkowic postanowiłem natomiast nieco przyspieszyć i zrezygnować z zakupu napoju aby wyminąć się z chmurą nadciągającą z południowego-wschodu. Oczywiście błędem było przejechanie obojętnie obok sklepów bo w deszczu tym gorzej zostawić rower przed sklepem.
Za Mirosławiczkami dodatkowo zaczęło grzmieć i poczułem pierwsze krople wody. Dawałem z siebie wszystko aby jak najwięcej przejechać bez płaszczu. Jednak przed Krzyżowicami zmusiłem się do przywdziania peleryny.Targany wiatrem, smagany deszczem wśród aut dotarłem do Wrocławia.
Po drodze zniechęcony pogodą i bólem siedzenia zapomniałem o wszystkich logicznych sprawach rowerowania.
Po dotarciu do domu(godz.19) nie byłem w stanie nic zrobić. Najpierw gorąca kąpiel aby się zagrzać a później chłodna aby ochłonąć.
Był to naprawdę ciężki dzień...
W mieście zauważyłem że opony Fast Fred nie nadają się na mokre asfalty a już na pewno na te miejsca gdzie namalowane są pasy. Chwila hamowania i poczułem się jak wtedy gdy zaliczyłem glebę skuterem i straciłem 210zł :(
Jadąc dalej zauważyłem że samochody też mają ten problem... Dwa najechania gdzie w jednym brało udział aż 4 kierowców.
Czasem aż głupio mi publikować takie marne teksty ale cóż... To mój blog.
Pozdrawiam.