Dzisiejszy ranek (oby nie cały dzień) jest chyba najmocniejszym podsumowaniem całego miesiąca.

Maj 2010 to miesiąc deszczu i choć do tej pory nie zmoczyło mnie jak dziś (od Korony ulewa więc na wysokości mostów Jagielońskich byłem przemoczony). To osiągnięcie tylko 680km jest wielkim rozczarowaniem. Fakt że mieszkała u mnie Asia przez 2tygodnie i miałem wtedy dostęp do samochodu ale mimo wolnego nie można było nigdzie się wybrać...
Oczywiście z nauką w tym czasie również nie starałem się zaprzyjaźnić więc czerwiec wbrew wcześniejszym obietnicą nie będzie ROWEROWO-NAUKOWY.

Trzeba więc przebrnąć przez następny miesiąc i liczyć że w lipcu pogoda będzie na tyle dobra że w ciągu 7dni przypedałuje cały swój maj...